Dla nas za czasów studenckich wybawieniem były kwatery prywatne, domy położone gdzieś we wsi, z łazienką na korytarzu i aneksem kuchennym. Przywoziliśmy swoje jedzenie, albo zupki chińskie, bo jak się je je przez 2 dni od czasu do czasu, to włos człowiekowi z głowy nie spadnie. Że do początku szlaku dalej? To i lepiej, bo spacer przez wieś to dobra rozgrzewka. Co do butów - ja kupiłam tekkingowe w sklepie Kooza, z przeceny. Mają super podeszwę, są nad kostkę (bo jednak takie wolę), lekkie i przewiewne (wędruję głównie latem i jesienią), zapłaciłam za nie całe 50 zł

Mam je już 3 lata i przeszły ze mną nawet Rysy, a rozlecieć się nie chcą. W plecaku obowiązkowo mam zawsze termos z ciepłą herbatą, latarkę, dodatkową bluzę, koc i scyzoryk. Od biedy, jeśli nie chce się jechać pociągiem, nosić ciężkiego bagażu i tracić kasy na nocleg, czy czasu na rozstawianie namiotu, zawsze można spać w samochodzie

i takie sytuacje się zdarzały
